Żaden z braci niech nie głosi kazań wbrew praktyce i zarządzeniom świętego Kościoła i bez pozwolenia swego ministra (...). Wszyscy jednak bracia niech głoszą kazania czynami.

13 kwietnia 2017, Bimbo, RCA
13 kwietnia 2017, Bimbo, RCA
Data: 2017-04-19

Zdaje się, że Wy, tak jak i my mimo wielu kilometrów, które nas dzielą i jeszcze większej przepaści kulturowej i obyczajowej, która rozpościera się pomiędzy nami, rozpoczynacie dziś Triduum Paschalne.

 

Podchodzę do tego czasu ze sporymi obawami i lekkim uprzedzeniem. W pamięci mam wciąż piękną liturgię w panewnickiej bazylice – skupienie, doniosłość, śpiew, sacrum. I lada moment to dotychczasowe doświadczenie zderzy się z liturgią Kościoła katolickiego zanurzonej w kolorowej afrykańskiej kulturze naszych Czarnych braci. To pierwsze moje Triduum w Sercu Afryki. Nie wiem jak to się potoczy. Ale wyobraźnia podsuwa różne wizje. Nie chcąc jednak zbyt wcześnie oceniać, zatrzymam się na tym, co już wiem. Całą wspólnotą będziemy uczestniczyć w celebracjach w kościele parafialnym św. Antoniego z Padwy w Bimbo. Barnaba i Norman podzielili się między sobą posługą pastoralną u sióstr benedyktynek. Codziennie jeden z braci postulantów zostanie w domu na czas celebracji aby strzec naszej posesji (niestety… realia). W Wielki Czwartek Eucharystia przewidziana jest na godzinę 18:00 (naszego czasu – nie zmienialiśmy godziny na czas letni; trwamy w „zimowym czasie” ; ) ). W piątek celebrację rozpoczną się o 17:00... drogą krzyżową. W sobotę Wigilię Paschalną rozpoczniemy, podobnie jak w czwartek,  po zmroku (:D), czyli o 18:00. W niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego przewidujemy wyjazdy na wioski. Tradycyjnie w Wielki Piątek będziemy pościć, zajadając ryż i fasolę. W sobotę podobnie, choć wieczorny posiłek, spożywany po celebracjach liturgicznych, będzie już posiłkiem uroczystym. I będzie on właściwie głównym posiłkiem wielkanocnym, ponieważ w niedzielny poranek - z racji na wyjazdy na wioski – trudno nam będzie zebrać się razem na wielkanocne śniadanie. Będą na pewno jajka, szynka i ser (!), ale spożywane w małych grupach, zależnie od obowiązków. Spotkamy się znowu razem na obiedzie. Dziś natomiast, w dzień ustanowienia kapłaństwa i Eucharystii zostaliśmy zaproszeni na uroczysty obiad przez siostry dominikanki. Kolację zaś zjemy w domu, po Eucharystii, czyli ok godziny 20:30. Wczoraj zabiliśmy kozę :D Tyle wiem. Reszta przyjdzie z czasem.

 

Tematem głównym moich ostatnich dni to niestety zdrowie. Kurację chininą przetrwałem. Całe pięć dni spędziłem w pokoju. Trochę spałem, oglądałem filmy, czytałem książkę. Trzeba przyznać, że przebywając samemu w pokoju, nie odczuwałem przykrych skutków tego leku. Wystarczyło jednak wyjść do ludzi. Dźwięki, które dochodziły do uszy w zetknięciu z ciągłym brzęczeniem w głowie dawały przykre odczucia. Przemieszczanie się pozwalało mi doświadczyć, że rzeczywiście kręci mi się w głowie, czego nie zauważałem siedząc w fotelu lub leżąc. No i ciągły smak tonika w ustach. Dowiedziałem się bowiem, że w toniku zawiera się nieco chininy, co nadaje mu taki gorzki smak. Po odstawieniu chininy efekty uboczne ustały, siły powoli zaczęły wracać. Po kuracji właściwie wszystko wróciło do normy. Poza oczami. Pozostały opuchnięte i podkrążone. I takie pozostały po dzień dzisiejszy. Wpierw odczekałem kilka dni. Później zrobiłem badania, które wykluczyły problemy z nerkami. Jednak w ostatnich dniach, kiedy Barnaba cierpiący nieco na malarię zrobił w tym samym, pobliskim szpitalu badania na malarię i wyszło mu 1800/mm3 (!) poddaliśmy te wyniki pewnym wątpliwościom. Wczoraj powtórzyliśmy nasze badania w innym – sprawdzonym i droższym laboratorium w mieście. Ja dorzuciłem także badania na żołądek, na malarię, na nerki i robaki. Wyniki wskazały jedynie na małą obecność pasożytów malarii. Powiedziałbym, że wobec tego pozostaliśmy „głupi w tym wszystkim”. Jesteśmy w miarę zdrowi. Może oczy są wynikiem jakiegoś przemęczenia? Pozostaje nam czekać : ) i żyć : ) Jakby nie było, finał jest pozytywny, czyż nie?

 

Przedostatni tydzień przysługiwało mi przewodniczenie Eucharystii w naszej wspólnocie i głoszenie Słowa. I był to czas trudny. Widzę, jak to raz się wznoszę, a innym razem opadam. Brakowało polotu, żywego doświadczenia Słowa i umiejętności przekazania tych okruchów, które mi przypadły w udziale na rozmyślaniu. Borykałem się z pewnego rodzaju brakiem duchowej głębi. Takie pływanie po mieliźnie – jak pirogi na rzece Ubangi w czasie pory suchej… Te doświadczenia nieco splotły się z niemocą we formacji. Brak owoców, brak narzędzi i brak nadziei, że te żelazo jest jeszcze gorące, by coś z niego wykuć. To z kolei pokazało mi moją słaba psychikę… to, że nie jestem taki zrównoważony jak mi się wydawało (pewnie nie tylko mi ; ). Toteż taki mały bajzel wkradł się w moje poczynania.

Pamiętam wówczas Słowo, które mnie podtrzymało. Ewangelia wg św. Jana, rozdział 13. Pan Jezus zapowiada zdradę Judasza i zaparcie się Piotra. Nie jestem jak Jezus. Nie mam wokół siebie ani zdradzających Judaszów, ani zapierających się Piotrów. Jednak codzienne doświadczenie pokazuje nam nieustannie jak „kosztowne jest” składanie zaufania w ręce Środkowo Afrykańczyków. „Pożyczone” staje się „dane”, „zaoferowane” – „wykorzystane”, „zawierzone” – „spartaczone”. Łatwo wpadamy w schemat „dobry zwyczaj – nie pożyczaj”. Ale Jezus działa inaczej. Zawierza, oddaje, powołuje. A w chwilach, gdy spoglądając w przeszłość widzi trzy lata poświęceń i głoszenia, spoglądając w teraźniejszość dostrzega brak owoców, a zerkając w przyszłość naraża się na brak perspektyw – w takiej chwili, w Wieczerniku mówi: „Teraz Syn został uwielbiony”.

I tak sobie myślę, że się w tym odnajduję. Tak jak w czasie choroby Pan działa "bardziej", tak i w naszych niemocach Jego chwała błyszczy bardziej. Więc podwijam rękawy i podejmuję na nowo.

 

W tym tygodniu zakończyłem z moimi braćmi cykl formacyjny dotyczący projektu życia. W poniedziałek z Maximeem a we wtorek z Teddym odbyłem rozmowy osobiste podsumowujące dział formacji franciszkańskiej. Teraz pozostaje mi zebrać informacje, spisać je w dzienniku i przygotować ewaluację zamykającą kolejny etap i dającą odpowiedź, co do ich przyszłości w naszym zakonie. Tę pracę szczególnie polecam Waszej modlitwie!

 

W międzyczasie wraz z młodzieżą franciszkańską uczestniczyłem w apostolacie w więzieniu dla kobiet w Bimbo. Była Eucharystia „za kratami”, zbiórka artykułów dla owych kobiet i wspólna animacja.

 

Innym razem spędziłem dzień u sióstr misjonarek miłości przygotowując im sznury na wywieszanie prania – wierciłem dziury w ścianach, mocowałem haki.

To znowu wybraliśmy się na poszukiwanie roweru dla naszych postulantów, by mogli szybko wracać z zakupów – codziennie kupują nam chleb. Dotychczas chodzili pieszo lub płacili za taksówkę. Teraz już jeżdżą na rowerze – Peugeot :D Ponoć „znaleziony” we Francji. Nie pierwszej nowości, ale dużo sprawniejszy niż te sprowadzane z Nigerii. Bez przerzutek, prosty co wydłuża jego żywotność :D

 

W Niedzielę Palmową powtórzyliśmy pastoralno-rekreacyjny wyjazd do Ebou i Sobo, gdzie byliśmy ostatnim razem w czasie Adwentu. Jak za pierwszym razem sprawowaliśmy Eucharystię, przeprowadziliśmy animację i puściliśmy film – tym razem o Męce Jezusa. Między jednym a drugim znalazł się i czas na sjestę, ognisko i kąpiel w rzece.

 

Kończąc Wielki Post uczestniczyliśmy w rekolekcjach dla kapłanów. Dzień rekolekcyjny przewidziano na Wielką Środę. Rano zjechaliśmy się do jezuitów. Towarzyszył nam abp Diedonné Kardynał Nzapalainga. Rozpoczęliśmy modlitwą, po czym wysłuchaliśmy konferencji o "zranionym pasterzu", którym każdy z nas jest na wzór Jezusa Chrystusa. Był czas na sakrament pokuty i indywidualną medytację. Przed południem zgromadziliśmy się na adoracji Najświętszego Sakramentu i zakończyliśmy symbolicznym poczęstunkiem – sandwich i napój. Finalnym i kulminacyjnym punktem tego dnia była wspólna Msza Krzyżma o godzinie 17:00 w katedrze Niepokalanego Poczęcia w Bangui, po czym wszyscy kapłani zostali zaproszenia na wspólną kolację. Było to dwunastego dnia miesiąca kwietnia, czyli dokładnie dwa lata po mojej Mszy prymicyjnej w Rachowicach. Ostatnie dni to swego rodzaju triduum. 10 kwietnia świętowałem rocznicę misyjnego posłania, 11 kwietnia natomiast, drugą rocznicę święceń. Dwa lata minęły, a w nich zawarło się mnóstwo wydarzeń, osób, krajów, miast i wiosek. Wielkie bogactwo za mną. A i przede mną wielkie sprawy.

 

Coraz bliżej wakacji. Barnaba lada chwila wyjedzie na swój urlop. Po niedługim czasie będziemy wyglądać na niebie samolotu Air France z br. Hieronimem na pokładzie. Później przyjdzie czas na wakacje dla Normana… Na moje poczekam jeszcze rok, ale i w tym roku wrażeń mi nie braknie. W najbliższych dniach rozpocznę przygotowania do wyjazdu do Kongo-Brazzaville. Zaproponowałem taki wyjazd mojej wspólnocie. Wyrazili zgodę i poparcie. Miałbym się udać do nowicjatu Fundacji „Matki Bożej Afrykańskiej”, gdzie kolejny rok formacji kończą nasi trzej bracia: Marcel, Dominique i Thibaud. Tak się składa, że mamy bardzo słaby kontakt z naszą Prowincją-Matka: św. Benedykta Afrykańczyka w Republice Demokratycznej Kongo, gdzie studiują nasi bracia zmierzający do kapłaństwa, oraz z Fundacją Notre Dame d’Afrique w Congo-Brazzaville, gdzie nasi bracia odbywają nowicjat. Przyczyna? Finanse związane z podróżą. Niemniej jednak rozeznaliśmy, że warto. Po pierwsze, by uczestniczyć w uroczystości pierwszych ślubów naszych braci. Po drugie, by spotkać się z braćmi, pośród których nasi nowicjusze się formują. Po trzecie, by poznać miejsce. To wszystko skłoniło nas do tego, by zaplanować mój dwu lub trzytygodniowy pobyt w Brazzaville. Nie znamy jeszcze dokładnych dat. Niebawem skontaktuję się z Père Adolfo – Włochem, magistrem nowicjatu i rozpoczniemy przygotowania. W dalszej perspektywie czeka mnie podjęcie odpowiedzialności za nasz dom. Przejmujemy placówkę w Bouali i wszystko wskazuje na to, że pozostając w Bimbo przybędzie mi obowiązków. Siedzi mi to gdzieś z tyłu głowy i przyznam szczerze, że nieco ciąży.

 

Jak wiec widzicie, posuwamy się do przodu. Z lepszym lub gorszym skutkiem ale wciąż naprzód. Posłużę się zdaniem mojego spowiednika: „pozwalamy liściom opadać na ziemię”. Co było to było. Skupiamy się na tym, co jest i co przychodzi.

W tym też duchu życzę Wam, abyście pozwolić sobie na „luxus” rozpoczynania na nowo. Tak jak Kościół dziś „niszczy” swoje bogactwo (spożywając cały Najświętszy Sakrament i spalając wszystkie oleje święte), po to by otrzymać nowe podczas uroczystej celebracji Wieczerzy Pańskiej, tak i my zostawmy to co było i wejdźmy z Chrystusem w „nowe dziś”, dając sobie umyć nogi przez samego Boga.

Błogosławię na cały ten święty czas.