Choć miesiąc jeszcze nie minął zabieram się do pisania,
by nieco zaktualizować informacje na temat naszej sytuacji. Dziękuję
wszystkim tym, którzy wyrażają troskę o nasze życie i posługiwanie.
Cieszę się, że wieści z Afryki znajdują tak wrażliwych odbiorców.
Wraz z upływającym Adwentem sytuacja na naszej misji zmienia się diametralnie. Moje dotychczasowe plany w dość dużej mierze się powiodły. Dalsze będą musiały z pewnością poczekać. Udało mi się odwiedzić trzy wioski o których wspominałem. Przysporzyło mi to nieco bólu głowy. Na jednej okazało się, że cała wioska oszukała nas przy przedstawianiu kandydatów do bierzmowania i w ten sposób wśród tych którzy otrzymali sakrament były osoby żyjące w konkubinacie...
Lada dzień ruszę na spotkanie z moimi parafianami w oddalonych mniej więcej 50 km od Boali wioskach. Zamierzam udać się do Yewere, Bobissy i Bongby a w drodze powrotnej zajrzę do Lambi na z darem niedzielnej Eucharystii. To wioski z sektora leśnego gdzie bez większych problemów mogę dotrzeć o tej porze roku.
Witam Was ponownie, po krótkiej urlopowej przerwie. Czas przebyty w Polsce naturalnie był wypełniony po brzegi. Rozpoczął się 13 sierpnia a zakończył 25 października. Mimo pandemicznych realiów udało mi się zrealizować wiele inicjatyw i doprowadzić do wielu spotkań. Początkiem września uczestniczyłem w rekolekcjach Lectio Divina, udało mi się przeprowadzić pięć niedzieli misyjnych, gdzie miałem sposobność wygłoszenia Słowa Bożego, podzielenia się doświadczeniem misji w RCA oraz zebrania ofiar na naszą posługę w Boali, gdzie przebywam od października 2019 roku.
Pozdrawiam Was z mojej rodzinnej miejscowości, gdzie spędzam moje pierwsze wakacyjne dni. Niezmiernie się cieszę, że w końcu dotarłem do Ojczyzny.
Przy wtórze śpiewających po deszczu ptaków i bawiących się na zroszonych łąkach dzieci, zbieram doświadczenia minionych tygodni i ślę wraz z nimi serdeczne pozdrowienie. Właśnie co przeszła nad Boali potężna chmura deszczu. Lało jak z cebra. Choć poranek przywitał nas bardzo słoneczną aurą, co wypchało mnie, by czym prędzej ruszyć do pracy przy sadzeniu i porządkowaniu grządek z kwiatami i krzewami przy kościele...
Niezmiennie siedzę sobie w Boali, do spotkania z polską rzeczywistością wciąż jeszcze daleko, toteż urozmaicę sobie moje zajęcia i napiszę maila. Mglistym już wspomnieniem przywołuję moją majówkę na wioskach Bio, Borofio i Bondara. Było to niczym pożegnanie z sektorem Pama, bo następna wizyta przewidziana jest dopiero na czas Adwentu.
Muszę zacząć od tego, że kwiecień strasznie mi się dłużył… Z bardzo prostego faktu: od kiedy jestem w Boali jeszcze się nie zdarzyło, bym spędził 30 dni bez wyjazdu na wioski. Ale już niedługo! Jutro ruszam do Bio, wioski gdzie zaplanowaliśmy chrzest i pierwszą komunię. Dostałem zgodę arcybiskupa, więc ruszam w drogę. Skorzystam przy okazji i zajrzę do dwóch kolejnych wiosek – Borofio i Bondary, gdzie miałem dotrzeć w kwietniu.
Mimo drzwi zamkniętych, zapukam i podzielę się z Wami tym, co dzieje się po drugiej stronie kurtyny, może nie żelaznej ale jednak. Przypuszczam, że to „dobry” czas na pisanie i na lekturę. Raczej nikt się nigdzie zbytnio nie spieszy.