Pogoda nie zachęcała do wycieczki. Od rana padało, w drodze dość mocno, co znacząco opóźniło nasz przyjazd. Dotarliśmy do Boali ok godziny 10:00. Młodzież była już obecna w kościele. Odbywała się jakaś konferencja ekologiczna.
Wraz z wylotem Normana do Polski, odpowiedzialność za dom i wspólnotę spadła na moje barki. Po kilku tygodniach muszę stwierdzić, że
przycisnęła mnie do podłoża...
Myślę, że wokół obecności kręcą się ostatnie tygodnie. Nie ma wśród nas Barnaby i to widać. Rzadziej siadamy do kawy. Z jednej strony, bo Barnaba nas motywował, z drugiej, bo mamy więcej obowiązków. Powoli szykujemy się do pożegnania Normana.
Niemniej jednak trzeba zaznaczyć, że wielu ludzi znów zginęło. W sobotę 13 maja doszło do wymiany ognia w Bangassou i zamordowano wielu muzułmanów. A skoro zginęli muzułmanie, to będą szukać zemsty. Skoro zaś muzułmanie będą atakować, to zaatakują katolików…
Z racji na tę inicjatywę postanowiłem wskrzesić mojego sportowego ducha i w poniedziałek poszedłem pograć z braćmi w piłkę. Wróciłem po 45 min. gry totalnie wykończony… Afryka nie sprzyja mojej futbolowej pasji…
Przed południem zająłem się jajkami – wygotowałem w cebuli i „krosiłem kroszonki”. Robiłem to pierwszy raz i jestem zachwycony efektem...
Przedostatni tydzień przysługiwało mi przewodniczenie Eucharystii w naszej wspólnocie i głoszenie Słowa. I był to czas trudny. Widzę jak to raz się wznoszę a innym razem opadam. Brakowało polotu, żywego doświadczenia Słowa i umiejętności przekazania tych okruchów, które mi przypadły w udziale na rozmyślaniu. Borykałem się z pewnego rodzaju brakiem duchowej głębi.
Poruszane treści były bardzo ciekawe a dotyczyły historii ewangelizacji w RCA, historii politycznej kraju, nieco o socjologii, kulturze, ekonomii. Innym razem napiszę nieco więcej o tym co usłyszałem.
Wraz z wielkopostnym umartwieniem przybyło mi zmartwień. To już ponad dwa tygodnie odkąd zmagam się z malarią.
Spojrzenie globalne pokazuje też, że Zakon w Afryce wraca do korzeni – coraz bardziej stajemy się wspólnotą braterską niż klerykalną. Mniej jest kandydatów na kapłanów, a więcej na braci